top of page

Czas nacisnąć RESET na naszej „markowej” osobowości. Czyli jak personal branding zamienił się w cyfrowy kabaret


Witaj w świecie, w którym każdy ma swoje logo, misję i bio z frazami tak górnolotnymi, że połowa astronautów miałaby lęk wysokości.


W świecie, gdzie autentyczność mierzy się w liczbie rolek na Instagramie, a marka osobista to nie świadoma tożsamość – tylko feed w kolorach sezonu.


I tak, zanim znów zapytasz siebie, co dziś wrzucić na Linkedina: może czas to wszystko zatrzymać?


Czas wcisnąć przycisk RESET.

  • Na własną tożsamość.

  • Na przekombinowaną autopromocję.

  • Na „osobowość markową”, która przypomina raczej postać z reklamy niż człowieka z krwi i kości.


Zaczęło się jak zwykle – z dobrym pomysłem


W 1997 roku Tom Peters napisał tekst, który przeszedł do historii: The Brand Called You.


Zaproponował wtedy rewolucyjny pomysł: każdy z nas jest marką. Nie firmą. Nie produktem. Marką. Brzmiało to dumnie. Inteligentnie. Z pazurem. Chodziło o świadome budowanie swojej reputacji, pielęgnowanie unikalnych kompetencji i bycie odpowiedzialnym za swój wpływ – niezależnie od stanowiska.


Ale to było wtedy. Dziś personal branding przypomina bardziej reality show bez montażu.


Bo co mamy dzisiaj?


Samozwańczych liderów opinii z postami w stylu:

„Dwa lata temu nie miałem nic. Dziś mam e-book i konto na Notion.”

Motywacyjne grafiki z cytatem Einsteina (na tle palmy). Roleczki o „przekraczaniu granic komfortu” – nagrywane z parkingu przed siłownią. Ekspertów od wszystkiego, którzy uczą, jak w 7 dni zarobić 21 tysięcy na kursie, którego jeszcze nie zdążyli sami zrobić.


Jesteś online? No to jesteś ekspertem. Masz mikrofon? No to jesteś mentorem. Nie masz jeszcze oferty? To wypada chociaż mieć link do darmowego PDF-a: „Jak zbudować markę osobistą w weekend, nie ruszając się z łóżka.”


Personal branding jako teatr jednego widza


Budowanie marki stało się nową dyscypliną olimpijską. Tyle że zamiast medali – zbiera się lajki. Zamiast wysiłku – optymalizuje się zasięgi. Zamiast wartości – serwuje się estetykę.

I tak, owszem, da się to robić dobrze. Ale w wielu przypadkach to już nie branding – to cyfrowy kabaret. I to kiepski, bo nawet publiczność przestaje się śmiać.


A przecież chodziło o coś innego


Tom Peters nie chciał, żebyśmy wszyscy zamienili się w logo + slogan. Chciał, żebyśmy myśleli o swojej tożsamości jak o odpowiedzialności. Żebyśmy budowali markę, która wyrasta z wnętrza – nie z aktualnych trendów. I żebyśmy potrafili powiedzieć: „To jestem ja” – a nie „to dobrze wygląda na moim feedzie”.


Jak trafnie ujął to Eddie Francis, ekspert od strategii marki:

„To, jak dobrze marka jest odbierana na zewnątrz, zależy od tego, jak dobrze jest rozumiana wewnątrz.”

A z tym mamy dziś poważny problem.


„Autentyczność” jako filtr z aplikacji


W dzisiejszych realiach prawda jest ostatnią walutą, której jeszcze nie zdążyliśmy dodrukować. Tylko że zamiast nią płacić – chowamy ją pod „strategię contentu”. Bo łatwiej napisać post, niż zadać sobie pytanie:

Czy to, co pokazuję, to naprawdę ja?

Tymczasem ludzie – ci prawdziwi – nie szukają idealnych profili. Szukają spójności, uczciwości i realnej obecności.


Nie lajków. Obecności.


Selfie z krowami, turysta na wsi

Czas na RESET – a nie kolejną kampanię


Nie musisz mieć pięknego feedu. Nie musisz być wszędzie. Nie musisz mieć lead magnetu, webinaru i maila z serią powitalną.


Za to musisz – jeśli chcesz mieć markę osobistą z sensem:

  • Wiedzieć, kim jesteś.

  • Rozumieć, po co to robisz.

  • Mieć w sobie dość odwagi, żeby nie grać.


To jest personal branding. Wszystko inne to marketingowy cosplay.


A może czas po prostu... wrócić do siebie?


Zatrzymać się. Zajrzeć pod własną estetykę. I zobaczyć, czy tam jeszcze ktoś jest.

Może to nie przyniesie Tobie tysięcy followersów. Ale przyciągnie tych kilku, którzy zobaczą w Tobie nie markę, a człowieka. I zostaną.


Bo na końcu tej drogi nie stoi już kurs, kampania ani sprzedażowy lejek. Stoi pytanie, które zostaje, gdy wyłączysz Internet:

Kim jesteś, gdy nikt Cię nie lajkuje?

Podsumowanie


Personal branding to nie performance. To nie konkurs na najlepsze bio ani showreel z sukcesów. To sposób, w jaki jesteś obecny. To reputacja, która zostaje, gdy zniknie cała reszta.


Czas wcisnąć RESET. Bo nikt nie chce znać marki, której nie zna jej twórca.

Komentarze


Chcesz więcej treści od zespołu 3Art?

Dołącz do nas i zgarnij bonus - 30% zniżki na nasz kultowy eBook "7 kroków do..."

Po zapisie na naszą listę mailingową otrzymasz kupon rabatowy.

bottom of page