Nie wszystko widać z ostatniego rzędu. Mała zmiana, wielki efekt.
- Jacek Litwin
- 24 maj
- 8 minut(y) czytania
Zanim zacząłem mówić, latami patrzyłem. Z bliska. Z pierwszego rzędu.
To opowieść o chwili, w której postanowiłem odzyskać głos – i siebie.

Prawo nr 1: Mam prawo do autentycznej, nieskrępowanej autoekspresji.
Są chwile, w których trzeba przestać mówić to, co się powinno. A zacząć mówić to, co naprawdę się czuje. Bez filtra. Bez poprawności. Bez kalkulacji.
To jest jedna z takich chwil. Dlatego dziś – i w każdy kolejny piątek – będę pisał z miejsca, które nazywam pierwszym rzędem. To tam przez lata siedziałem jako fotoreporter – najbliżej ludzi, wydarzeń, decyzji, których nie dało się cofnąć. To stamtąd uczyłem się obserwować świat bez komentarza. I to właśnie tam nauczyłem się milczeć.
Ale teraz ten pierwszy rząd nie jest już tylko miejscem do patrzenia. Jest miejscem do mówienia. Pisania. Wyrażania.
Bo dzisiaj, po latach – daję sobie prawo do autentycznej, nieskrępowanej autoekspresji. Prawdo do tego, by mówić językiem własnym. Nie „jak przystało na eksperta”. Nie „jak się robi w marketingu”. Tylko jak człowiek, który przeżył i pamięta.
Z pierwszego rzędu widać więcej. Ale też pierwszy rząd nie jest dla wszystkich. Bywa niewygodny. Bywa samotny. Ale jest prawdziwy. I dziś właśnie stąd zaczynam mówić.
Może ktoś to przeczyta. Może ktoś się odnajdzie. A może to tylko zapis, który robię, żeby samemu nie zapomnieć.
Otwieram ten cykl historią o rzuceniu palenia. Nie dlatego, że to spektakularne. Ale dlatego, że to był pierwszy dzień, w którym przestałem się okłamywać.
Zaczęło się 7 lipca 2024. Na balkonie. Z jedną paczką papierosów. I jednym zdaniem: „Wystarczy.”
Małe zwycięstwa. Wielkie zmiany:

45 tygodni bez dymu. Ile jeszcze do mety?
45 tygodni. To dokładnie 315 dni od momentu, gdy wypaliłem ostatniego papierosa. Liczby są niezwykłe, mają w sobie coś magicznego. Potrafią przypominać nam, jak długą drogę już przeszliśmy, ale także pokazywać, ile jeszcze przed nami.
Gdy 7 lipca 2024 roku powiedziałem sobie „dość”, nie przypuszczałem, że będzie to aż tak ważna decyzja. 25 lat – połowa mojego życia z dymem papierosa w tle. To ponad 9000 dni, w których papieros był dla mnie czymś oczywistym. Był rytuałem, oddechem, pretekstem. Czasem chwilą na przemyślenia, czasem pretekstem do spotkania z innymi.
Dzisiaj, 45 tygodni później, patrzę na te liczby inaczej. Dla kogoś z boku – to może tylko liczba. Dla mnie – to symbol odzyskanej kontroli. Dowód, że nawet po tylu latach można powiedzieć „koniec” i zacząć nowy rozdział. Czy jest idealnie? Nie. Ale w porównaniu z tym, co działo się na początku, dzisiaj to naprawdę lekki spacer.
Ile jeszcze do pełnego roku? Tylko 7 tygodni. Ale nie chodzi już o tę liczbę. Chodzi o życie bez tego, co przez 25 lat mnie ograniczało. Chodzi o wybór, którego dokonuję każdego dnia – z pełną świadomością i uporem.
Bo tak naprawdę meta jest codziennie, gdy mogę sobie powiedzieć: „Dzisiaj nie palę. Dzisiaj wygrywam.”
Weekend, który smakuje inaczej
Za oknem jest piątkowy wieczór. Zaczyna się weekend, jeden z tych majowych, ciepłych, kiedy słońce dłużej zatrzymuje się na niebie, a świat nagle wydaje się łagodniejszy.
Ten weekend smakuje inaczej. Pachnie świeżo mieloną kawą, brzmi jak szelest liści podczas spokojnej jazdy rowerem i wreszcie czuć w nim coś więcej – wolność. Wolność od tego, co przez długie lata mnie zatrzymywało.
Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że w maju 2025 roku będę czuł taką lekkość – nie uwierzyłbym. Papierosy były jak kotwica, która codziennie mówiła: „poczekaj chwilę, zapal jeszcze jednego”. A teraz? Teraz rower jedzie jakby szybciej, kawa smakuje głębiej, a oddech… oddech jest prawdziwy.
W ten piątkowy wieczór czuję, że to nie tylko kwestia rzucenia palenia. To kwestia życia. Życia pełną piersią, życia na swoich warunkach. Życia, które zaczyna się od decyzji, że od dzisiaj wszystko może być inaczej.
Wystarczy jeden moment, żeby coś zmienić. Dla mnie ten moment wydarzył się 7 lipca zeszłego roku. Ale dzisiaj – w ten ciepły, majowy weekend – jest ten szczególny czas, kiedy naprawdę czuję, jak daleko zaszedłem.
W ten weekend wszystko smakuje inaczej. Lepiej. Po prostu lepiej.
Część osobista:

7 lipca 2024. Dzień, który zmienił wszystko. Mała zmiana wielki efekt.
Są dni, które pamięta się szczególnie wyraźnie. Nie dlatego, że były perfekcyjne. Pamięta się je, bo nagle coś kliknęło w głowie. Coś, co długo dojrzewało. Dla mnie takim dniem był 7 lipca 2024 roku.
Po 25 latach palenia – niemal całe moje dorosłe życie – papieros był ze mną wszędzie. Towarzyszył mi przy porannej kawie, przy pracy, przy rozmowach o wszystkim i o niczym. Był jak wierny kompan, który jednocześnie mnie niszczył. Wiedziałem, że coś jest nie tak, ale zawsze znajdowałem kolejną wymówkę.
Tego lipcowego dnia coś jednak pękło. Usiadłem na balkonie, spojrzałem na paczkę papierosów, która jak zawsze była przy mnie, i powiedziałem do siebie: „Wystarczy. Od dzisiaj jest inaczej.”
To była decyzja, którą poczułem całą sobą. Nie idealna, niełatwa – ale prawdziwa. I wtedy poczułem coś, czego dawno nie czułem: ulgę.
Nieidealna zmiana
Pierwsze tygodnie bez papierosa były trudniejsze niż myślałem. Każdy poranek zaczynałem od myśli: „jeszcze jeden dzień”. Na początku czułem pustkę. Jakby czegoś brakowało, jakby codzienność nagle stała się bardziej obca. Przyznaję: bywały chwile, gdy byłem bliski złamania swojej obietnicy.
Ale minęły dni, tygodnie, a potem miesiące. Powoli zacząłem odkrywać, jak to jest oddychać pełną piersią. Jak to jest nie czuć ciągłego zapachu dymu na sobie. Jak to jest cieszyć się drobnymi rzeczami bez „dodatku”.
Zmiany nie były idealne. Nigdy nie są. I właśnie w tej nieidealności kryje się ich siła. Każdy tydzień był krokiem bliżej do mnie – tego prawdziwego, który żył gdzieś w środku, pod warstwami dymu. I choć na początku było trudno, z każdym kolejnym dniem było coraz łatwiej.
Bo zmiany, nawet te nieidealne, są warte swojej ceny. I dzisiaj, w ten majowy weekend 2025 roku, wiem to już na pewno.
Podsumowanie biznesowego tygodnia:

Tydzień w świecie cyfrowych relacji
Każdy tydzień w moim świecie to przede wszystkim spotkania. Codziennie siadam przed ekranem komputera i rozmawiam z ludźmi, którzy trafili do mnie przez WiX Marketplace. Każdy przynosi swoją historię, swoje nadzieje, ale i swoje obawy.
Niektórzy mówią wprost, inni ukrywają to między wierszami, ale słyszę to wyraźnie – są pełni niepewności.
„Czy to naprawdę zadziała?”
„Czy sam(a) sobie poradzę?”
„Czy automatyzacja nie sprawi, że moja strona straci ludzką twarz?”
„Czy warto w ogóle w to inwestować, skoro do tej pory nic nie działało?”
„Czy to się w ogóle zwróci?”
Te pytania są całkowicie naturalne. Boimy się tego, czego nie znamy. Szczególnie, gdy w grę wchodzą pieniądze, czas i zaangażowanie.
Ale oprócz tych pełnych wątpliwości rozmów są też te, które dają niesamowitą energię. Klienci, którzy mówią: „Jacek, to naprawdę działa!”. Wracają z nowymi pomysłami, chcą rozwijać swoje strony dalej. Zaczynają wierzyć w siebie, a ja czuję dumę, że mogę być częścią ich historii.
Ten tydzień, jak wiele innych, minął wyjątkowo szybko. Był intensywny, pełen emocji, pozytywnych spotkań i jednej trudniejszej sytuacji, która przypomniała mi coś ważnego – za każdą stroną, za każdą usługą, stoi czyjaś praca, za którą trzeba zapłacić. Wiara w ludzi czasem bywa wystawiana na próbę.
Ale mimo wszystko, patrząc na cały tydzień, czuję wdzięczność. Wdzięczność, że mogę tworzyć relacje w cyfrowym świecie, które mają prawdziwą wartość – nie tylko biznesową, ale też ludzką. I chyba właśnie o to chodzi w tym wszystkim najbardziej.
WiX, czyli technologia, której warto zaufać
Często słyszę pytanie: „Dlaczego WiX? Dlaczego akurat ta platforma?”. Odpowiedź jest prosta i zarazem głęboka – bo WiX to coś więcej niż tylko narzędzie do budowania stron. To kompletny ekosystem, który pozwala każdemu tworzyć, działać i rozwijać się bez ograniczeń technologicznych.
Korzystam z WiX-a od ponad 10 lat i w tym czasie widziałem, jak ta platforma ewoluuje – od prostego kreatora stron po rozbudowane narzędzie marketingowe z pełną automatyzacją. Każdego dnia staram się udowadniać moim klientom, że WiX to nie tylko łatwość obsługi, ale przede wszystkim niezawodność, elastyczność i możliwość zbudowania systemu, który realnie działa.
WiX to inwestycja, która szybko się zwraca – w postaci oszczędności czasu, nerwów i pieniędzy. Zamiast nieustannie płacić za poprawki, zmiany czy kolejne „lepsze” rozwiązania, klienci dostają platformę, na której sami mogą zarządzać swoją stroną i automatyzacją – nawet bez dużych umiejętności technicznych.
I właśnie dlatego nie przestaję o tym mówić. Bo WiX działa. Nie w teorii, ale w praktyce – każdego dnia, dla mnie i moich klientów.
Zaufanie – waluta cyfrowego świata
Nigdy tego nie rozumiałem. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć ludzi, którzy mimo podpisanej umowy i jasnych zasad współpracy unikają rozliczenia. Zawsze ceniłem relacje oparte na szczerości, zaufaniu i jasnych regułach gry. I zawsze stroniłem od tych, którzy próbowali naginać rzeczywistość na własną korzyść.
Ale wystarczy chwila nieuwagi, moment zbyt dużego zaufania, by przekonać się, że rzeczywistość bywa przewrotna. Kto by się spodziewał, że wieloletni klient, który dodatkowo otrzymał pakiet lojalnościowy, nagle zacznie zachowywać się tak, jakbyśmy nigdy się nie znali?
W cyfrowym świecie zaufanie to waluta. Nie da się go kupić, nie da się go sfałszować. Traci się je tylko raz – i na zawsze.
Dziwię się tym bardziej, bo takie podejście w dzisiejszych czasach zwyczajnie się nie opłaca. Budowanie relacji jest trudne, a odbudowywanie praktycznie niemożliwe. I choć takie sytuacje bywają rzadkością, są jak kubeł zimnej wody, przypominający, że nawet w najpiękniejszym systemie znajdą się osoby, które zaufania nie doceniają.
Dobra rada:
Za pracę trzeba płacić – to nie podlega dyskusji. To zasada, której trzymam się od zawsze. Nie dlatego, że chodzi o pieniądze. Ale dlatego, że chodzi o szacunek. Szacunek do czasu, energii i zaangażowania drugiego człowieka.
Refleksja łącząca wątek osobisty i biznesowy:

Co mają fajki do stron internetowych?
Na pierwszy rzut oka – nic. Jedno to uzależnienie od nikotyny, drugie – cyfrowy świat, lejki sprzedażowe i automatyzacja. Ale gdy zajrzysz głębiej, dostrzeżesz coś znacznie ważniejszego.
Obie rzeczy wymagają wytrwałości.
Rzucanie palenia przypomniało mi, że zmiana nie dzieje się w jeden dzień. Że warto próbować, nawet jeśli po drodze wielokrotnie upadasz i zaczynasz od nowa. Że nie zawsze będzie idealnie – i że właśnie o to chodzi. Żeby iść dalej, mimo wszystko.
Dokładnie tę samą zasadę stosuję w biznesie. Każdego dnia rozwijam mój 3Art System™, testuję nowe podejścia, uczę się od moich klientów i dla nich. Krok po kroku, czasem powoli, ale zawsze do przodu.
I nie wiem, czy to przypadek, ale zauważyłem, że odkąd rzuciłem palenie, moja praca stała się bardziej systematyczna, bardziej cierpliwa. Zacząłem rozumieć klientów, którzy mają obawy, bo sam je miałem – walcząc ze swoim uzależnieniem.
Upór, który zmienia rzeczywistość
Dawno temu, gdy byłem fotoreporterem, panowała jedna prosta zasada:„Jedź, idź, dopóki ktoś cię nie zatrzyma”. Nie było rzeczy niemożliwych, granice istniały tylko po to, żeby je przekraczać. Ten upór stał się moją wizytówką, znakiem rozpoznawczym, siłą napędową w każdej sytuacji.
Dziś, choć realia pracy są zupełnie inne, mój upór pozostał. Tyle, że teraz wykorzystuję go, by tworzyć strony internetowe, które nie tylko świetnie wyglądają, ale przede wszystkim – działają.
Teraz upór oznacza cierpliwość w tłumaczeniu, dlaczego warto zaufać WiX-owi. To konsekwencja w edukowaniu klientów, że strona internetowa to nie dekoracja, ale część większego systemu. To także wytrwałość w pokazywaniu, że uczciwe podejście do klienta zawsze się opłaca.
Inspirować, działać, nie tylko mówić
Ostatecznie wszystko, co robię – od rzucania palenia, przez projektowanie stron, po tworzenie lejków sprzedażowych – sprowadza się do jednego: inspirowania innych do działania.
Bo kiedy dzielę się moją historią, pokazuję, że zmiana jest możliwa. Kiedy opowiadam o systemach i automatyzacjach, pokazuję, że można działać inaczej – prościej, mądrzej. Gdy opowiadam o sukcesach i porażkach w biznesie, pokazuję, że droga do celu nigdy nie jest prosta, ale zawsze jest warta wysiłku.
Dlatego właśnie to robię. Inspiruję – i działam. Bo samo mówienie to za mało. Najważniejsze, by inni też mogli poczuć, że warto zacząć. Nawet jeśli dzisiaj nie jest idealnie. Nawet jeśli na razie to tylko pierwsze kroki.
Bo życie, podobnie jak systemy, które tworzę, działa najlepiej, gdy się po prostu zacznie. Mała zmiana wielki efekt.
Zakończenie z wezwaniem do inspiracji:

Świat jest super – tylko trzeba się odważyć
Często powtarzam, że inspiracja to energia, która nigdy się nie kończy. Kiedy zainspirujesz choć jedną osobę – uruchamiasz lawinę, która może dotrzeć dalej niż się spodziewasz.
Bo świat jest naprawdę super. Nie zawsze idealny, nie zawsze łatwy, ale nieskończenie ciekawy i pełen możliwości. Czasem potrzeba jedynie odwagi, żeby to zauważyć.
Dlatego dziś, w ten wyjątkowy weekend, mam dla Ciebie jedną prostą zachętę:
Zrób coś, co stanie się Twoją inspiracją.
Może to będzie drobiazg – spacer inną niż zwykle drogą, telefon do kogoś, z kim dawno nie rozmawiałeś, albo decyzja o tym, by zacząć coś, co długo odkładasz.
Pamiętaj: działanie jest kluczem do każdej zmiany. A Twoja zmiana może być początkiem inspiracji dla innych. Nie musisz od razu zmieniać całego świata – wystarczy, że zmienisz coś w swoim życiu. Reszta potoczy się sama.
I wiesz co jest najpiękniejsze? Że kiedy zaczniesz inspirować innych, oni też zaczną inspirować kolejnych. Tak właśnie zmienia się świat. Krok po kroku. Człowiek po człowieku.
Więc zacznij. Odwagi, bo naprawdę warto.
Comments